Rok
1981
Podczas rejsu do Ostródy z Mamą. |
Tata:
„Wyruszyliśmy z Tomkiem i
Danutą na rejs przez Miłomłyn i Jezioro Drwęckie. Nie zdążyliśmy
dopłynąć przed nocą na biwak nad jeziorem. Zatrzymaliśmy się
przy śluzie Zielonej i spotkaliśmy chłopaka na kajaku, który
przyłączył się do nas. Śluzowy zaproponował nam nocleg na
sianie do którego prowadziła drabina. Wspólnie daliśmy radę
wgramolić się z tobołami na stryszek. Kupiliśmy u śluzowego
węgorze marynowane i wędzone, lepsze niż nad Zalewem Wiślanym.
Kajakarz dotrzymywał nam towarzystwa i nadążał za żaglówką,
ale pod koniec rejsu odłączył się.* Pogoda nam dopisywała i było
dużo słońca, za dużo dla kochanej żony i zaczęła chorować.
Tomasz w czasie kąpieli w Jeziorze Drwęckim skaleczył mocno nogę
i miał kąpiel na kilka dni z głowy. Był urodzaj na maliny,
poziomki, jagody i grzyby, więc mogliśmy się zajadać ale
przetworów nie robiliśmy. Spotkaliśmy tablice zakazu wstępu do
lasu ale miałem je „gdzieś”. Zawróciliśmy przed śluzą,
trzeba było wracać do bazy nad Jeziorakiem, czyli na Bukowiec.
Zajęło to nam ponad tydzień, widocznie nie spieszyliśmy się za
bardzo, chociaż każdą noc spędzaliśmy w nowym miejscu. Ładowanie
wszystkiego do małego Tuptusia nie było łatwe, poza tym w kokpicie
potrzebne było miejsce dla 3 osób więc materace dętkowe bez
spuszczania powietrza układaliśmy jako siedzenia w przedniej części
kokpitu.”
*Tomasz – Tej przygody z
noclegiem na sianie przy śluzie, ani tego kajakarza nie pamiętam.
Być może to się działo w innym wcześniejszym rejsie Buraczka z
Mamą. Pamiętam jeden biwak na kanale między śluzami Miłomłyn a
Zieloną. W pobliżu jeździły jeszcze pociągi na trasie Miłomłyn
– Ostróda. Mieliśmy w planie popłynąć na Jezioro Szeląg, ale
spóźniliśmy się na śluzę w Ostródzie i ograniczyli do Jeziora
Drwęckiego i Piławek. Cała wyprawa trwała około tygodnia.
Mamie
nie do końca odpowiadały warunki obozowe i do tego dostała
jakiegoś uczulenia od słońca więc wróciła z Tomaszem do Krakowa
i to był jej ostatni pobyt nad Jeziorakiem. Na drugi turnus
dołączyły Ania z koleżankami a ja jeszcze trochę później. Ania
Marta i Jola odbierały mnie z Iławy, przyjechałem sam z Krakowa i
czekałem na dworcu popijając karmelkowe piwo, nie pamiętam
dokładnie szczegółów ale namówiły syna gospodarza żeby
podwiózł je z Szałkowa maluchem, jakoś upchnęliśmy się w
piątkę ale opona nie wytrzymała i złapaliśmy po drodze flaka, do
tego okazało się że nie ma lewarka albo może przerdzewiały
uchwyty, nieważne, ważne że bawiliśmy się w strongmenów i
dźwigaliśmy ręcznie, najpierw ja z kierowcą, niestety dziewczyny
nie potrafiły sobie poradzić z wymianą, to potem ja z płcią
piękną, ciężko bo ciężko ale jakoś poszło, a potem spaliśmy
w stodole na sianie niestety wtedy ujawnił się mój katar sienny i
cała noc kichałem.
Kolega Rzaqa ze szkoły Janusz. |
Na Bukowcu |
Tata:
„Dołączyły
do nas koleżanki Ani więc było urozmaicenie. Nazbieraliśmy jagód
więc dziewczyny gotowały pierogi, ale na wolnym powietrzu pod
prażącym słońcem pierogi wyschły i nie chciały się ugotować
aż
się rozleciały. Dużo pływaliśmy wpław wzdłuż wyspy,
wyznaczyłem dystans 100m więc pływaliśmy tam i z powrotem, ja
przepłynąłem 1km ale jedna z dziewczyn przepłynęła kilka km
pływając kilka godzin. Darek miał towarzystwo, koleżanki
poczęstowały go kawą, a Darek tak się rozgadał że przegadał
prawie całą noc.”
Tak
było, byliśmy Tuptusiem w czwórkę z Zalewie i tam w knajpie
wypiłem swoja pierwszą kawę, tak mocno podziałała że do 6:00
opowiadałem swój życiorys nie dając innym spać :) W ogóle w
tamtym roku dużo żeglowaliśmy, dziewczyny znalazły sobie zabawę,
ja się chowałem częściowo w dziobie tak żeby mnie nie było
widać, a laski wybierały jakąś żaglówkę z atrakcyjną męską
załogą, udawały że chcą ją staranować i skręcały w ostatniej
chwili, miny chłopaków widzących 3 baby wyglądające na takie co
nie do końca wiedzą co rąbią były bezcenne :)
Tata:
„Ponieważ
nie kursował autobus do Siemian więc trzeba było po umówione
osoby płynąc łodzią do Iławy, aby zdążyć na pociąg należało
wyruszyć dzień wcześniej i nocować na Małym Jezioraku. Darek
wybrał się do Iławy ale przed nocą nie powrócił, martwiłem się
i nie mogłem spać, a on zmęczony rejsem i deszczem urządził
sobie spanie w Tuptusiu przy Gierczakach i przypłynął w dniu
następnym.”
To
było tak, jakiś tam PKS chodził ale generalnie mało kto wiedział
o której i nie można był sprawdzić w internecie tak jak obecnie,
do tego brak jakichkolwiek telefonów, nie dość że mało kto miał
w domu to połączenie można było uzyskać tylko z poczty w
Siemianach a oczekiwanie często było kilkugodzinne, doszliśmy do
wniosku że prościej będzie się umawiać na konkretny dzień w
Iławie, wyruszyłem więc dzień wcześniej z Bukowca, z
zaopatrzeniem był problem więc wziąłem jako prowiant tylko 1kg
puszkę Paprykarzu Szczecińskiego, do tego padał deszcz i wiatr był
bardzo słaby, jako ochronę przed deszczem miałem cienką pelerynę
która po kilku zwrotach się podarła i poszła do kosza, zostałem
w dżinsach i dżinsowej katanie. Kiepskie to było pływanie ale nie
odmówiłem sobie po drodze ścigania się z obozem żeglarskim na
Omegach, oczywiście nie mieli szans przy takim wietrze :), w ten
dzień dotarłem do Szałkowa, było na tyle późno że nie pytając
nawet gospodarza przespałem się na sianie i wcześnie rano
wyruszyłem dalej, pogoda się poprawiła i dosyć szybko dotarłem
do Iławy, wpłynąłem pod mostem na Mały Jeziorak, nie pamiętam
dokładnie gdzie się umówiliśmy ale w każdym razie kolegi nie
było, zrobiłem więc małe zakupy na powrót i popłynąłem z
powrotem, popołudniu pogoda znowu się pogorszyła i na Makowskim
zupełnie przestało wiać, noc spędziłem nie wychodząc z łodzi
na jakiejś bojce chyba albo na kotwicy, jakoś bardzo nie padało
ale na wszelki wypadek wlazłem prawie cały do dziobu pomimo lekkiej
klaustrofobii a wystające do kolan nogi zabezpieczyłem rozkładając
na kokpicie przystosowaną do tego plandekę, brezent jak brezent,
nie jest w 100% wodoszczelny więc nogi tyle co wystawały tyle były
mokre, w trzeci dzień żaglowania dalej przy słabym wietrze i
deszczu wróciłem na miejsce późnym popołudniem, teraz bym się
już nie zdecydował na taki rejs, mając 18 lat miało się fantazję
:). Okazało się później że kolega w tym terminie nie mógł
jechać i dojechał później, ale już chyba nie płynęliśmy do
Iławy tylko odebraliśmy go z Siemian, a może ktoś go przywiózł
na Bukowiec, nie pamiętam :)