niedziela, 23 kwietnia 2017

rok 1980

    Tata: „Wyruszamy wciąż z Szałkowa. Gospodarz chyba łowi ryby siecią bo ma duże ilości i częstuje nas. Zmieniamy miejsce biwakowania na wyspę Bukowiec połączoną groblą z wsią Wieprz gdzie jest również sklep i mniejsze kolejki przy zakupach niż w Siemianach. Zaprosiłem Roberta jeszcze wtedy kawalera na Jeziorak. Wypłynąłem po niego żaglówką z Szałkowa na Mały Jeziorak. Ponieważ było 5 osób: Darek, Tomek, Ania, Robert i ja oraz bagaże, zaplanowaliśmy 2 kursy na Bukowiec. Ponieważ brakowało czasu wysadziłem Roberta i Tomasza na Gierczakach i wróciłem do Szałkowa po Anię, Darka i bagaże. Ze względu na trudne warunki żeglugowe przybyłem na Gierczaki dopiero wieczorem. Okazało się że Roberta dopadła milicja wodna i wystawiła mu mandat, gdyż Robert rozbił namiot. Na Bukowiec dotarliśmy dopiero w następnym dniu. Robert pierwszy raz zapoznawał się z żeglarstwem a życie obozowe pod namiotem przy ognisku mu odpowiadało. Zaprzyjaźnił się z Darkiem, Tomkiem i Anią. Na wyspie początkowo nie ma wygód, wprawdzie jest woda ale od miejsca biwakowania prawie kilometr. Przez pierwsze lata wyspa administrowana była przez „Zamech” Elbląg gdzie pracowałem na nakazie pracy przez 2 lata. Mogliśmy biwakować za 2 paczki papierosów lub 1/2 lita wódki, ale przestrzeni było dużo do biegania zbierania grzybów i sporo drewna na opał. Nad Jeziorakiem gdzie rozbiliśmy namiot i cumowaliśmy łódź było ciasno, ale można było urządzić boisko do kometki, rozpalić ognisko i wybudować pomost do dobijania łodzią i pobierania wody, lecz co roku trzeba było budować nowy pomost, gdyż lód zimą go niszczył. Darek wykonał sprzęty obozowe z okrąglaków i desek. Robiliśmy rejsy po Jezioraku a w końcu dzieci wybrały się na jezioro Ewingi, Ania, Robert, Darek i Tomasz, ja pozostałem przy namiocie i oczekiwałem ich powrotu do późnej nocy. Przypadła nam do gustu zabawa przez wdrapywanie się na wierzchołek młodej brzózki nawet do ośmiu metrów, wyginanie jej prawie do samej ziemi.”

    Obok nas była rozbita ekipa jak się później okazało z Warszawy, kilku chłopaków w wieku późnolicealnym, mieli kambuz zrobiony z kołków oraz folii i chyba największym ich wyzwaniem było zapełnienie jednej ścianki butelkami po winie :) Jak nietrudno się domyśleć na jedzenie już im zabrakło, zrobili wypad na wieś w celach łowiecko-zbierackich. My sobie spokojnie siedzimy w naszym obozie a znad wody dobiegają rozpaczliwe krzyki/gdakanie itp., tata poszedł mocno zaciekawiony a my oczywiście za nim, okazało się się że jeden z nich przywiązał złapaną kurę sznurkiem za szyję i ciągał ja po płytkiej wodzie a drugi paznokciami obierał ziemniaki wielkości małych wiśni, tata tego brodzącego pyta co robi a on że moczy kurę bo podobno pióra lepiej wychodzą :)

Po pikniku gdzieś na końcu Jezioraka. Na razie tylko oranżada.

Na Bukowcu z Robertem

Obok bocianicy(Anka) Warszawiak obierający ziemniaczki.


U Tomasza w rękach zabytkowy aparat, którym robiliśmy wtedy większość zdjęć.

Rzaq notorycznie kontuzjowany, tym razem łokieć.


Czynności stawiania grota.