wtorek, 2 maja 2017

1981

Rok 1981
Podczas rejsu do Ostródy z Mamą.

     Tata: „Wyruszyliśmy z Tomkiem i Danutą na rejs przez Miłomłyn i Jezioro Drwęckie. Nie zdążyliśmy dopłynąć przed nocą na biwak nad jeziorem. Zatrzymaliśmy się przy śluzie Zielonej i spotkaliśmy chłopaka na kajaku, który przyłączył się do nas. Śluzowy zaproponował nam nocleg na sianie do którego prowadziła drabina. Wspólnie daliśmy radę wgramolić się z tobołami na stryszek. Kupiliśmy u śluzowego węgorze marynowane i wędzone, lepsze niż nad Zalewem Wiślanym. Kajakarz dotrzymywał nam towarzystwa i nadążał za żaglówką, ale pod koniec rejsu odłączył się.* Pogoda nam dopisywała i było dużo słońca, za dużo dla kochanej żony i zaczęła chorować. Tomasz w czasie kąpieli w Jeziorze Drwęckim skaleczył mocno nogę i miał kąpiel na kilka dni z głowy. Był urodzaj na maliny, poziomki, jagody i grzyby, więc mogliśmy się zajadać ale przetworów nie robiliśmy. Spotkaliśmy tablice zakazu wstępu do lasu ale miałem je „gdzieś”. Zawróciliśmy przed śluzą, trzeba było wracać do bazy nad Jeziorakiem, czyli na Bukowiec. Zajęło to nam ponad tydzień, widocznie nie spieszyliśmy się za bardzo, chociaż każdą noc spędzaliśmy w nowym miejscu. Ładowanie wszystkiego do małego Tuptusia nie było łatwe, poza tym w kokpicie potrzebne było miejsce dla 3 osób więc materace dętkowe bez spuszczania powietrza układaliśmy jako siedzenia w przedniej części kokpitu.”
    *Tomasz – Tej przygody z noclegiem na sianie przy śluzie, ani tego kajakarza nie pamiętam. Być może to się działo w innym wcześniejszym rejsie Buraczka z Mamą. Pamiętam jeden biwak na kanale między śluzami Miłomłyn a Zieloną. W pobliżu jeździły jeszcze pociągi na trasie Miłomłyn – Ostróda. Mieliśmy w planie popłynąć na Jezioro Szeląg, ale spóźniliśmy się na śluzę w Ostródzie i ograniczyli do Jeziora Drwęckiego i Piławek. Cała wyprawa trwała około tygodnia.

    Mamie nie do końca odpowiadały warunki obozowe i do tego dostała jakiegoś uczulenia od słońca więc wróciła z Tomaszem do Krakowa i to był jej ostatni pobyt nad Jeziorakiem. Na drugi turnus dołączyły Ania z koleżankami a ja jeszcze trochę później. Ania Marta i Jola odbierały mnie z Iławy, przyjechałem sam z Krakowa i czekałem na dworcu popijając karmelkowe piwo, nie pamiętam dokładnie szczegółów ale namówiły syna gospodarza żeby podwiózł je z Szałkowa maluchem, jakoś upchnęliśmy się w piątkę ale opona nie wytrzymała i złapaliśmy po drodze flaka, do tego okazało się że nie ma lewarka albo może przerdzewiały uchwyty, nieważne, ważne że bawiliśmy się w strongmenów i dźwigaliśmy ręcznie, najpierw ja z kierowcą, niestety dziewczyny nie potrafiły sobie poradzić z wymianą, to potem ja z płcią piękną, ciężko bo ciężko ale jakoś poszło, a potem spaliśmy w stodole na sianie niestety wtedy ujawnił się mój katar sienny i cała noc kichałem.
Kolega Rzaqa ze szkoły Janusz.


Na Bukowcu

    Tata: „Dołączyły do nas koleżanki Ani więc było urozmaicenie. Nazbieraliśmy jagód więc dziewczyny gotowały pierogi, ale na wolnym powietrzu pod prażącym słońcem pierogi wyschły i nie chciały się ugotować aż się rozleciały. Dużo pływaliśmy wpław wzdłuż wyspy, wyznaczyłem dystans 100m więc pływaliśmy tam i z powrotem, ja przepłynąłem 1km ale jedna z dziewczyn przepłynęła kilka km pływając kilka godzin. Darek miał towarzystwo, koleżanki poczęstowały go kawą, a Darek tak się rozgadał że przegadał prawie całą noc.”

    Tak było, byliśmy Tuptusiem w czwórkę z Zalewie i tam w knajpie wypiłem swoja pierwszą kawę, tak mocno podziałała że do 6:00 opowiadałem swój życiorys nie dając innym spać :) W ogóle w tamtym roku dużo żeglowaliśmy, dziewczyny znalazły sobie zabawę, ja się chowałem częściowo w dziobie tak żeby mnie nie było widać, a laski wybierały jakąś żaglówkę z atrakcyjną męską załogą, udawały że chcą ją staranować i skręcały w ostatniej chwili, miny chłopaków widzących 3 baby wyglądające na takie co nie do końca wiedzą co rąbią były bezcenne :)
 
Ania z kolżankami
    Tata: „Ponieważ nie kursował autobus do Siemian więc trzeba było po umówione osoby płynąc łodzią do Iławy, aby zdążyć na pociąg należało wyruszyć dzień wcześniej i nocować na Małym Jezioraku. Darek wybrał się do Iławy ale przed nocą nie powrócił, martwiłem się i nie mogłem spać, a on zmęczony rejsem i deszczem urządził sobie spanie w Tuptusiu przy Gierczakach i przypłynął w dniu następnym.”

    To było tak, jakiś tam PKS chodził ale generalnie mało kto wiedział o której i nie można był sprawdzić w internecie tak jak obecnie, do tego brak jakichkolwiek telefonów, nie dość że mało kto miał w domu to połączenie można było uzyskać tylko z poczty w Siemianach a oczekiwanie często było kilkugodzinne, doszliśmy do wniosku że prościej będzie się umawiać na konkretny dzień w Iławie, wyruszyłem więc dzień wcześniej z Bukowca, z zaopatrzeniem był problem więc wziąłem jako prowiant tylko 1kg puszkę Paprykarzu Szczecińskiego, do tego padał deszcz i wiatr był bardzo słaby, jako ochronę przed deszczem miałem cienką pelerynę która po kilku zwrotach się podarła i poszła do kosza, zostałem w dżinsach i dżinsowej katanie. Kiepskie to było pływanie ale nie odmówiłem sobie po drodze ścigania się z obozem żeglarskim na Omegach, oczywiście nie mieli szans przy takim wietrze :), w ten dzień dotarłem do Szałkowa, było na tyle późno że nie pytając nawet gospodarza przespałem się na sianie i wcześnie rano wyruszyłem dalej, pogoda się poprawiła i dosyć szybko dotarłem do Iławy, wpłynąłem pod mostem na Mały Jeziorak, nie pamiętam dokładnie gdzie się umówiliśmy ale w każdym razie kolegi nie było, zrobiłem więc małe zakupy na powrót i popłynąłem z powrotem, popołudniu pogoda znowu się pogorszyła i na Makowskim zupełnie przestało wiać, noc spędziłem nie wychodząc z łodzi na jakiejś bojce chyba albo na kotwicy, jakoś bardzo nie padało ale na wszelki wypadek wlazłem prawie cały do dziobu pomimo lekkiej klaustrofobii a wystające do kolan nogi zabezpieczyłem rozkładając na kokpicie przystosowaną do tego plandekę, brezent jak brezent, nie jest w 100% wodoszczelny więc nogi tyle co wystawały tyle były mokre, w trzeci dzień żaglowania dalej przy słabym wietrze i deszczu wróciłem na miejsce późnym popołudniem, teraz bym się już nie zdecydował na taki rejs, mając 18 lat miało się fantazję :). Okazało się później że kolega w tym terminie nie mógł jechać i dojechał później, ale już chyba nie płynęliśmy do Iławy tylko odebraliśmy go z Siemian, a może ktoś go przywiózł na Bukowiec, nie pamiętam :)