Tata:
„Wyruszamy wciąż z Szałkowa. Gospodarz chyba łowi ryby siecią
bo ma duże ilości i częstuje nas. Zmieniamy miejsce biwakowania na
wyspę Bukowiec połączoną groblą z wsią Wieprz gdzie jest
również sklep i mniejsze kolejki przy zakupach niż w Siemianach.
Zaprosiłem Roberta jeszcze wtedy kawalera na Jeziorak. Wypłynąłem
po niego żaglówką z Szałkowa na Mały Jeziorak. Ponieważ było 5
osób: Darek, Tomek, Ania, Robert i ja oraz bagaże, zaplanowaliśmy
2 kursy na Bukowiec. Ponieważ brakowało czasu wysadziłem Roberta i
Tomasza na Gierczakach i wróciłem do Szałkowa po Anię, Darka i
bagaże. Ze względu na trudne warunki żeglugowe przybyłem na
Gierczaki dopiero wieczorem. Okazało się że Roberta dopadła
milicja wodna i wystawiła mu mandat, gdyż Robert rozbił namiot. Na
Bukowiec dotarliśmy dopiero w następnym dniu. Robert pierwszy raz
zapoznawał się z żeglarstwem a życie obozowe pod namiotem przy
ognisku mu odpowiadało. Zaprzyjaźnił się z Darkiem, Tomkiem i
Anią. Na wyspie początkowo nie ma wygód, wprawdzie jest woda ale
od miejsca biwakowania prawie kilometr. Przez pierwsze lata wyspa
administrowana była przez „Zamech” Elbląg gdzie pracowałem na
nakazie pracy przez 2 lata. Mogliśmy biwakować za 2 paczki
papierosów lub 1/2 lita wódki, ale przestrzeni było dużo do
biegania zbierania grzybów i sporo drewna na opał. Nad Jeziorakiem
gdzie rozbiliśmy namiot i cumowaliśmy łódź było ciasno, ale
można było urządzić boisko do kometki, rozpalić ognisko i
wybudować pomost do dobijania łodzią i pobierania wody, lecz co
roku trzeba było budować nowy pomost, gdyż lód zimą go niszczył.
Darek wykonał sprzęty obozowe z okrąglaków i desek. Robiliśmy
rejsy po Jezioraku a w końcu dzieci wybrały się na jezioro Ewingi,
Ania, Robert, Darek i Tomasz, ja pozostałem przy namiocie i
oczekiwałem ich powrotu do późnej nocy. Przypadła nam do gustu
zabawa przez wdrapywanie się na wierzchołek młodej brzózki nawet
do ośmiu metrów, wyginanie jej prawie do samej ziemi.”
Obok
nas była rozbita ekipa jak się później okazało z Warszawy, kilku
chłopaków w wieku późnolicealnym, mieli kambuz zrobiony z kołków
oraz folii i chyba największym ich wyzwaniem było zapełnienie
jednej ścianki butelkami po winie :) Jak nietrudno się domyśleć
na jedzenie już im zabrakło, zrobili wypad na wieś w celach
łowiecko-zbierackich. My sobie spokojnie siedzimy w naszym obozie a
znad wody dobiegają rozpaczliwe krzyki/gdakanie itp., tata poszedł
mocno zaciekawiony a my oczywiście za nim, okazało się się że
jeden z nich przywiązał złapaną kurę sznurkiem za szyję i
ciągał ja po płytkiej wodzie a drugi paznokciami obierał
ziemniaki wielkości małych wiśni, tata tego brodzącego pyta co
robi a on że moczy kurę bo podobno pióra lepiej wychodzą :)
|
Po pikniku gdzieś na końcu Jezioraka. Na razie tylko oranżada. |
|
Na Bukowcu z Robertem |
|
Obok bocianicy(Anka) Warszawiak obierający ziemniaczki. |
|
U Tomasza w rękach zabytkowy aparat, którym robiliśmy wtedy większość zdjęć. |
|
|
Rzaq notorycznie kontuzjowany, tym razem łokieć. |
|
Czynności stawiania grota. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz