Lata
1974-1978
Mama plus cała trójka rodzeństwa |
Umieściłem
te lata razem ponieważ były i podobne i miejsce to samo Pod Dębami
w związku z tym nie do końca pamiętamy co się działo w którym
roku. Namiot kupiliśmy nowy Warta 4 z Legionowa który służył nam
corocznie do 1993r. Trzon składu stanowił Buraczek Senior, Tomasz i
ja czyli Rzaq, Rysiek z Bogusią byli tylko w początkowych latach
ponieważ Bogusia zaszła w ciąże z Maćkiem, naszej mamie nie do
końca odpowiadały warunki dlatego pod koniec jej nie było z nami,
podobnie jak Ania która mocno zaangażowała się w harcerstwo.
Mama pływa. Darek nawet na obiad nie wylazł z wody. |
Tata:
„Wyruszyliśmy
ponownie całą rodzinką w komplecie pociągiem a z Iławy do
Jażdżówek taksówką. Ponownie rozbiliśmy biwak Pod Dębami.
Dołączyła do nas Bogusia z mężem Ryśkiem. Graliśmy w kometkę
na boisku lub urządzaliśmy konkurs w ilości odbić, rekordowe
wyniki wynosiły ponad 100 uderzeń.
Wyjątkowo
obficie zaowocowały jeżyny na Gierczakach, zapełniłem bańkę 2l
w jednym miejscu, Darek z Tomkiem umalowali się na murzynów przy
pomocy jeżyn.
Zrobiliśmy
kilka butelek soku jeżynowego. Zmieniliśmy miejsce zimowania
Tuptusia, w dalszym ciągu w stodole ale w Szałkowie. Ponieważ
stodoła była używana wyciągnęliśmy Tuptusia na siano a potem na
belki nad bramą, pomagał nam gospodarz z synami.”
U gospodarza w Szałkowie. |
Tata:
„Pod
Dębami poznaliśmy milicjanta który łowił dużo ryb, a nam dawał
drobnicę jako odpady niepotrzebne, bo on skupiał się przede
wszystkim na węgorzach, sandaczach i dużych okoniach, my natomiast
by usmażyć ryby skrobaliśmy nieraz kilkadziesiąt małych okoni ”
Ania - po lewej, Mama - z tyłu, Rysiek - po prawej, Darek(Rzaq) - pośrodku |
Faktycznie
była tam ekipa kłusowników którzy zakładali sznury po 100 haków
i łowili przede wszystkim węgorze, wędzili je na miejscu w
specjalnie przygotowanej wędzarni a potem sprzedawali albo
wymieniali na wódkę, nie na darmo jedna z łodzi nazywała się
Bachus :), emerytowany milicjant też był, miał motorówkę z
silnikiem Wicher 25KM i Trabanta, czy on z nimi kłusował to nie
pamiętam ale możliwe że tak, na pewno łowił dużo okoni na
nielegalną w tamtych czasach metodę pompki z cynową rybką,
większość nam dawał twierdząc że największa frajda to łowienie
:). Najadłem się wtedy okoni jak nigdy, smażyliśmy, piekliśmy na
ognisku na patyku, pycha :)
Pierwszy i ostatni raz nad morzem. Jak widać, nuda jak na polskim filmie. |
Tata:
„Często
ze względów bezpieczeństwa, dużą ilość bagażu i ilość osób
robiliśmy dwa kursy z Szałkowa na polanę Pod Dębami,
niejednokrotnie zajmowało nam to cały dzień od rana do późnego
wieczora. Wcześniej była konieczność wyremontowania łodzi i
malowania co dwa lata, które wykonywałem na ogrodzonym pastwisku
nad Jeziorakiem. Do transportu ze stodoły i z powrotem
wykorzystywaliśmy traktor gospodarza i małą przyczepkę.
Żeglowanie z bagażami i częścią załogi nie było łatwe. Często
rejs Pod Dęby odbywał się pod silny wiatr. Trzeba było umiejętnie
halsować ale Tuptuś obciążony trzymał się dzielnie, chociaż
trzymanie szotów i wybieranie przez kilka godzin dawało w kość,
nie uznawałem knagowania talii grota przy dużym wietrze. Dzięki
temu przez kilkadziesiąt lat nie zaliczyłem wywrotki, poza
doświadczalnym przechyłem dla określenia dopuszczalnego przechyłu,
który wyniósł prawie 90°,
gdyż maszt wcześniej dotknął powierzchni wody przed wlaniem się
jej przez krawędź kokpitu. Biwakowanie Pod Dębami było coraz
mniej atrakcyjne ze względu na tłok i ilość namiotów pomimo że
nadleśnictwo postawiło dwie ubikacje i zainstalowało pompę na
wodę oraz urządzone było boisko do siatkówki, ale zatoczka była
cicha i piaszczysta, więc można było się bezpiecznie kąpać.
Nawet kolega z Elbląga przypłynął motorówką z nartami wodnymi.”
Tomasz w chłodniejszy dzień.
Tomasz za sterem, Edward przy foku.
Super .Moje pierwsze wakacje nad Jeziorakiem też zaczeły się od wodowania Tuptusia w Szałkowie .
OdpowiedzUsuń