Od
teraz ja przejmuję narrację, Darek lepiej znany na Jezioraku jako
Rzaq Buraczek, powodów zmiany jest kilka ale przede wszystkim tata
sporo pamięta ale już lata i osoby mu się czasem przestawiają,
następny to że w kolejnych latach to ja spędziłem nad Jeziorakiem
najwięcej czasu.
|
Od lewej: Rzaq, Gienek, Ania, Edward |
Oto
jak nasz tata Buraczek Senior wspomina rok 1973: „Pierwsze
pływanie z dziećmi po Jezioraku. Wyruszyliśmy służbową Nysą
z
Krakowa do Jażdżówek z noclegiem w lesie koło Grudziądza.
Obawiałem się czy gospodarz wyda nam Tuptusia pozostawionego przez
Ryszarda, miałem małe pismo od Ryśka do gospodarza. Czekało na
malowanie łodzi po dłuższym pływaniu bez konserwacji. Chodziliśmy
na grzyby do pobliskiego lasu i suszyliśmy na ścianie stodoły. Po
kilka dniach wyruszyliśmy Jeziorakiem w kierunku północnym
wstępując na jagody wis-a-wis Jażdżówek, na cyplu zatoki Widłąg.
Nie
było dużo biwakujących żeglarzy, brak ubikacji, po wodę
chodziliśmy do niezamieszkałej leśniczówki odległej o około
1km, a po mleko do jednej z ostatnich niemieckich rodzin w pobliżu
Siemian, ale za to było dużo grzybów, jagód, malin i jeżyn na
Gierczakach, oraz jeleń rogacz który miał kryjówkę, przy drodze
do Siemian. Gotowanie było na ognisku z wykorzystaniem rusztu bo nie
mieliśmy jeszcze butli gazowej, małe dania lub herbatę można było
gotować w kocherze na palniku zasilanym spirytusem w kostkach
lub
denaturatem.
Na
zakupy pływaliśmy do Siemian odległych o około 3km. Na zimę łódź
zostawiliśmy w stodole w Jażdżówkach.”
|
na ryby |
|
Rzaq podczas prania majtek |
|
Tomasz i Bogusia |
|
od lewej Buraczek Senior, Rzaq, Mama i Gienek |
Nie
wiem dokładnie dlaczego wybraliśmy polanę Pod Dębami a nie jakąś
wyspę ale chyba podstawowy powód to że można tam było dojechać
samochodem, w ten sposób niezapomnianą Syrenką przyjeżdżał do
nas nasz najstarszy kuzyn Rysiek z żoną Bogusią i chyba w ten
sposób znalazłem się tam pierwszy raz. Poza tym było zacisznie,
pomosty, fajne miejsce do kąpieli i po zaopatrzenie nie było jakoś
bardzo daleko. My byliśmy całą rodzinką + brat Bogusi Gienek,
Rysiek z Bogusia z tego co pamiętam zawitali do nas tylko
weekendowo. Mieliśmy wtedy jeszcze wypożyczony namiot trzyosobowy,
a Gienek swój malutki. Wtedy polana była prawie pusta tylko w
pobliżu cypla było zagęszczenia stałych bywalców. Mamie nie za
bardzo odpowiadały obozowe warunki ale tata był w swoim żywiole i
nam też się bardzo spodobało, żeglowanie, kąpiele, gotowanie na
ognisku, robienie łuków i strzelanie do zajęcy i ryb których było
zatrzęsienie, jak się wrzuciło chleb to aż się kotłowało, tam
złowiłem swoją pierwszą rybkę, biegałem z nią na wędce
wydzierając się żeby mi ją tata zdjął, po kilku dniach
doszedłem do wprawy i tata wziął mnie na poranne łowienie z
Tuptusia, wcześniej popłynęliśmy na duży Gierczak po robaki bo
tam ich było pełno, złowiłem wtedy dwa leszcze które wydawały
mi się ogromne, żeby je odhaczyć to przytrzymywałem je nogami na
klęczkach, nie muszę mówić jak po tym moje Teksasy wyglądały
:), nie mieliśmy wtedy sprzętu tylko same wędki które w tamtych
czasach rodzice produkowali chałupniczo przy naszej niewielkiej
pomocy, ryby więc wylądowały w zęzie napełnionej wodą, trochę
później śmierdziało ale czego się nie robi dla zdobycia
pożywienia :) Wtedy jeszcze tata nie pozwalał mi żeglować
zwłaszcza że mama trochę się bała, my tylko na początku jak
woda wlewała się na pokład.
|
Buraczek Senior i Gienek |