Stopień wodny Dąbie podczas budowy |
Rok
1965 – Tuptuś dalej stacjonował w Krakowie na Dąbiu i pływaliśmy
głównie po jeżyny na drugi brzeg. Wisła była niegroźna jednak
miałem dwie przygody które mogły się skończyć źle dla
Tuptusia. Pływałem z Ryśkiem i Krzyśkiem w poprzek Wisły przy
dużym wietrze i wpadłem na głupi pomysł by podpłynąć w pobliże
zasuw od strony dolnej na stopniu wodnym Dąbie przy wietrze wiejącym
w dół Wisły. Byłem przekonany że płynąc pod wiatr w każdej
chwili mogę zrobić zwrot i odpłynąć z wiatrem. Jednak w pobliżu
zasuw wiatr był odwrotny, ale szczególnie niebezpieczny był prąd
wody w kierunku zasuw spod których wypływała woda tworząc wir
odwrotny. Kilka razy uderzyliśmy burtą o konstrukcję zasuw,
mieliśmy tylko jeden pagaj którym pracowałem z całych sił a
siostrzeńcy mieli za zadanie chronić burty, jednak byli za słabi i
w burtach powstały małe zagłębienia. Kilkukrotnie odpychałem się
od zasuwy i mocno pagajowałem aby oddalić się od niebezpiecznej
zasuwy, niestety żagle wcale w tym nie pomagały. Wybawiła nas z
kłopotów obsługa jazu zamykając zasuwę. Drugą przygodę przeżył
Tuptuś i ja podczas powodzi. Tuptuś był cumowany poniżej
elektrowni wodnej Dąbie przy prawym brzegu, stał na boi
przymocowanej łańcuchem do trylinki z otworem w środku. Po
podniesieniu się poziomu wody Tuptuś uniósł trylinkę i spłynął
w dół Wisły z prądem fali powodziowej. Na drugi dzień
stwierdziłem brak łodzi więc wyruszyłem na poszukiwania wzdłuż
Wisły w dół rzeki. Szedłem piechotą lewym brzegiem gdzie są
domy i dopytywałem się mieszkańców czy widzieli spływającą
żaglówkę w dół rzeki. Kilkukrotnie otrzymywałem informację że
płynęła i zahaczyła masztem pod mostem w Łęgu ale przechyliła
się i popłynęła dalej. Więc przeszedłem przez most na prawy
brzeg i maszerowałem w kierunku Przewozu, ostatnią informację
otrzymałem w wiosce Przewóz że chłopy wyciągnęli łódź i
schowali w stodole, prawdopodobnie chcieli ją sobie przywłaszczyć.
Po rozmowach uzgodniłem że po wykupieniu łodzi za pół litra
wódki mogę ja zabrać, musiałem w dniu następnym wyruszyć z
okupem do Przewozu by razem z Ryśkiem zwodować Tuptusia i wrócić
do Krakowa na pagajach pod prąd. Okazało się że w Tuptusiu
brakuje części jak śruby do jarzma i ściągaczy, więc czekała
mnie następna wyprawa do Przewozu znowu z półlitrówką aby
odzyskać brakujące części. Skończyło się dobrze ale były
chwile zwątpienia w odzyskanie kochanego „Tuptusia”.
Rok
1966 – W związku z przeprowadzką do Żywca gdyż pracowałem przy
nadzorze budowy zbiornika wodnego w Tresnej (jezioro Żywieckie) przewiozłem Tuptusia
Żukiem do Tresnej i zacumowałem przy domu prywatnym w Małej
Tresnej. Po spiętrzeniu wody w zbiorniku robiliśmy małe rejsy.
Przyjechała Jadzia z Jackiem na 2 tygodnie i zamieszkali w domu
gdzie był Tuptuś planując żeglowanie. Mieli pecha bo padało i
tylko 2 dni nadawały się do żeglugi, ale koło Żywca często tak
bywało. Pływali też koledzy i koleżanki i trochę Darek z Anką,
był to okres narodzin Tomasza. Na zimę schowałem łódź pod
dachem u gospodarza, chociaż mieliśmy problem bo wcześnie jezioro
zamarzło razem z Tuptusiem i musieliśmy czekać na odwilż.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz