|
Senior Buraczek na Tuptusiu |
|
Dodaj napis |
Rok
1960 – Podróż poślubna z Danką. Po odwiedzinach u cioci Władzi
w Elblągu wypłynęliśmy na Zalew Wiślany w towarzystwie trzech
łodzi, jednak w czasie nocnego pływania rozproszył nas sztorm. My
dobiliśmy do Mierzei Wiślanej pod osłonę szuwarów a koledzy
schowali się w Krynicy Morskiej i Piaskach bez wyżywienia które
schowane było w naszej łodzi. Problem był z wodą na herbatę gdyż
w odległości kilku kilometrów nie było domów ani studni,
zagotowaliśmy herbatę z wody Zalewu, która pod wpływem sztormu
miała kolor kawy z mlekiem i była słona, ale kawa na tej wodzie
była możliwa do przełknięcia. Wypłynięcie na Zalew i powrót do
Elbląga ze względu na dużą falę możliwy był dopiero
popołudniu. Po dotarciu do Elbląga spotkaliśmy na przystani
jednego z kolegów który się odłączył, był tak wygłodniały że
zjadł od razu cały bochenek chleba pszennego. W następnym dniu
wyruszyliśmy wspólnie na jeziora Warmińskie. Trasa wiodła jak
zwykle przez Drużno, pochylnie, Ruda Woda, opłynięcie całego
jeziora Bartążek, potem Ilińskie kanałami do Jezioraka i powrót
do Elbląga na przystań PTTK gdzie Tuptuś po raz trzeci zimował
pod gołym niebem, a osprzęt w szafkach.
|
Na holu w Elblągu |
|
Cały czas korzystaliśmy z
namiotu z brezentu wojskowego stawianego nad kokpitem lub w terenie,
a spanie na czterech materacach również z brezentu z wszytymi
dętkami rowerowymi. Przed spaniem odbywało się duże dmuchanie
ustami około 24 dętek gdyż każdy nocleg odbywał się w nowym
miejscu, a w łodzi było za mało miejsca na cztery nadmuchane
materace, chociaż na dwóch nadmuchanych materacach można było
siedzieć w przodzie kokpitu. Poza tym mieliśmy przykrycie kokpitu
brezentem rozkładanym po opuszczeniu łodzi, przykrycie to służyło
nam również jako zadaszenie przed deszczem przedniej części
kokpitu pod bomem zawieszonego na podpórce od masztu. Wyjątkowo
dobrze było rozwiązane kładzenie masztu po odknagowaniu sztagu,
doszliśmy do takiej wprawy że płynęliśmy na kanałach pod
żaglami i bez zrzucania żagli kładliśmy maszt pod mostami.
Również wiosłowanie pagajami było wygodne ze względu na niskie
burty. Czasami płynęliśmy na pycha lub burłaczyliśmy,
szczególnie było to konieczne przy powrocie z Zalewu w nocy kiedy
prąd wody w kanale był w kierunku Zalewu, zmiany kierunku prądu
zależały od pory dnia a czasami od kierunku wiatru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz