czwartek, 19 stycznia 2017

1960

  

Senior Buraczek na Tuptusiu
Dodaj napis

Rok 1960 – Podróż poślubna z Danką. Po odwiedzinach u cioci Władzi w Elblągu wypłynęliśmy na Zalew Wiślany w towarzystwie trzech łodzi, jednak w czasie nocnego pływania rozproszył nas sztorm. My dobiliśmy do Mierzei Wiślanej pod osłonę szuwarów a koledzy schowali się w Krynicy Morskiej i Piaskach bez wyżywienia które schowane było w naszej łodzi. Problem był z wodą na herbatę gdyż w odległości kilku kilometrów nie było domów ani studni, zagotowaliśmy herbatę z wody Zalewu, która pod wpływem sztormu miała kolor kawy z mlekiem i była słona, ale kawa na tej wodzie była możliwa do przełknięcia. Wypłynięcie na Zalew i powrót do Elbląga ze względu na dużą falę możliwy był dopiero popołudniu. Po dotarciu do Elbląga spotkaliśmy na przystani jednego z kolegów który się odłączył, był tak wygłodniały że zjadł od razu cały bochenek chleba pszennego. W następnym dniu wyruszyliśmy wspólnie na jeziora Warmińskie. Trasa wiodła jak zwykle przez Drużno, pochylnie, Ruda Woda, opłynięcie całego jeziora Bartążek, potem Ilińskie kanałami do Jezioraka i powrót do Elbląga na przystań PTTK gdzie Tuptuś po raz trzeci zimował pod gołym niebem, a osprzęt w szafkach.
Na holu w Elblągu
    Cały czas korzystaliśmy z namiotu z brezentu wojskowego stawianego nad kokpitem lub w terenie, a spanie na czterech materacach również z brezentu z wszytymi dętkami rowerowymi. Przed spaniem odbywało się duże dmuchanie ustami około 24 dętek gdyż każdy nocleg odbywał się w nowym miejscu, a w łodzi było za mało miejsca na cztery nadmuchane materace, chociaż na dwóch nadmuchanych materacach można było siedzieć w przodzie kokpitu. Poza tym mieliśmy przykrycie kokpitu brezentem rozkładanym po opuszczeniu łodzi, przykrycie to służyło nam również jako zadaszenie przed deszczem przedniej części kokpitu pod bomem zawieszonego na podpórce od masztu. Wyjątkowo dobrze było rozwiązane kładzenie masztu po odknagowaniu sztagu, doszliśmy do takiej wprawy że płynęliśmy na kanałach pod żaglami i bez zrzucania żagli kładliśmy maszt pod mostami. Również wiosłowanie pagajami było wygodne ze względu na niskie burty. Czasami płynęliśmy na pycha lub burłaczyliśmy, szczególnie było to konieczne przy powrocie z Zalewu w nocy kiedy prąd wody w kanale był w kierunku Zalewu, zmiany kierunku prądu zależały od pory dnia a czasami od kierunku wiatru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz