sobota, 21 stycznia 2017

1961

Początki żeglarstwa w wykonaniu Buraczka Seniora



  
gdzieś na kanale
    Rok 1961 – Pływanie bez Danki w towarzystwie kolegów z Elbląga, wypłynęliśmy na Zalew Wiślany. Przy próbach wyjścia na Zalew powyżej lewej ostrogi kanału Elbląskiego duża fala z różnych kierunków, schowaliśmy się w porcie w Tolkmicku. Otrzymaliśmy informację że na Zalewie jest sztorm o sile 7º w skali Beauforta. Statki pasażerskie nie kursowały, nawet łodzie milicyjne nie mogły wyjść z portu. Ponieważ kolega umówił się z dziewczyną w Kątach Rybackich wyruszyliśmy w kierunku Katów skąd dochodziła fala, ale wiatr korzystny i jednym halsem dopłynęliśmy do Kątów ryzykując zatopienie. Woda dwukrotnie wlała się do kokpitu, musieliśmy wyczerpać, ale fala była coraz mniejsza a grzywacze coraz rzadsze więc dopłynęliśmy szczęśliwie. Cały czas płynęliśmy z góry i pod górę pomagając łodzi wejść na falę bez brania wody na dziób, groźne były tylko grzywacze z pianą. Wiatr chyba się zmniejszył do około 6º Beauforta ale po dopłynięciu niestety okazało się że dziewczyny nie było. Skorzystaliśmy z poprawy pogody i popłynęliśmy do Krynicy Morskiej i tam na plaży kolega zapoznał inną towarzyszkę dalszej podróży. Spaliśmy we trójkę w małym namiocie od Tuptusia. Kąpaliśmy się wieczorem w morzu koło Piasków w pobliżu granicy radzieckiej. Pierwszy raz napotkałem zjawisko świecenia wody przy każdym ruchu. Baliśmy się że coś nas pogryzie, okazało się że istnieją wodne robaczki świętojańskie. Nie zauważyliśmy że plaża była zaorana i zagrabiona oraz oznaczona tabliczkami. Na drugi dzień gdy byliśmy na grzybach w lesie na mierzei dopadła nas milicja z Krynicy z zarzutami że chcemy uciekać do Szwecji bo przemalowaliśmy łódź w kolory maskujące, wcześniej przeszukali nasze bagaże i znaleźli dowody osobiste. Obsztorcowali nas że powinniśmy zameldować się w kapitanacie portu, co ogólnie spłynęło po nas jak woda po kaczce. Ale mieliśmy też gorszą przygodę bo płetwa sterowa przy dużej fali oparła się o dno i urwała jarzmo sterowe. Zmuszeni byliśmy załatwić holowanie do Elbląga barką. Tuptuś był na holu i stale podskakiwał na falach, bałem się o zatopienie, my płynęliśmy na barce. Przy fali około 5-6º w skali Beauforta barka brała wodę na pokład dziobu, wniosek że mały Tuptuś był bardziej przystosowany do fali na Zalewie niż duża barka. Na kanale płynęliśmy na pagajach celem wyciągnięcia łodzi na ląd w porcie PTTK i naprawy jarzma. Po remoncie wypłynąłem sam o godz 6:00 na Drużno i do Ostródy, na miejsce dotarłem po północy gdzie umówiłem się z kolegami. Na trasie wykonałem samoster przy pomocy linki zamontowanej do rumpla i przewleczonej przez kipę foka i knagę na skrzyni mieczowej. Zimowanie ostatnie w przystani w Elblągu.

łódki typu punt

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz