|
Początki żeglarstwa w wykonaniu Buraczka Seniora |
|
|
|
| |
gdzieś na kanale |
Rok
1961 – Pływanie bez Danki w towarzystwie kolegów z Elbląga,
wypłynęliśmy na Zalew Wiślany. Przy próbach wyjścia na Zalew
powyżej lewej ostrogi kanału Elbląskiego duża fala z różnych
kierunków, schowaliśmy się w porcie w Tolkmicku. Otrzymaliśmy
informację że na Zalewie jest sztorm o sile 7º
w skali Beauforta. Statki pasażerskie nie kursowały, nawet łodzie
milicyjne nie mogły wyjść z portu. Ponieważ kolega umówił się
z dziewczyną w Kątach Rybackich wyruszyliśmy w kierunku Katów
skąd dochodziła fala, ale wiatr korzystny i jednym halsem
dopłynęliśmy do Kątów ryzykując zatopienie. Woda dwukrotnie
wlała się do kokpitu, musieliśmy wyczerpać, ale fala była coraz
mniejsza a grzywacze coraz rzadsze więc dopłynęliśmy szczęśliwie.
Cały czas płynęliśmy z góry i pod górę pomagając łodzi wejść
na falę bez brania wody na dziób, groźne były tylko grzywacze z
pianą. Wiatr chyba się zmniejszył do około 6º
Beauforta ale po dopłynięciu niestety okazało się że dziewczyny
nie było. Skorzystaliśmy z poprawy pogody i popłynęliśmy do
Krynicy Morskiej i tam na plaży kolega zapoznał inną towarzyszkę
dalszej podróży. Spaliśmy we trójkę w małym namiocie od
Tuptusia. Kąpaliśmy
się wieczorem w morzu koło Piasków w pobliżu granicy radzieckiej.
Pierwszy raz napotkałem zjawisko świecenia wody przy każdym ruchu.
Baliśmy się że coś nas pogryzie, okazało się że istnieją
wodne robaczki świętojańskie. Nie zauważyliśmy że plaża była
zaorana i zagrabiona oraz oznaczona tabliczkami. Na drugi dzień gdy
byliśmy na grzybach w lesie na mierzei dopadła nas milicja z
Krynicy z zarzutami że chcemy uciekać do Szwecji bo przemalowaliśmy
łódź w kolory maskujące, wcześniej przeszukali nasze bagaże i
znaleźli dowody osobiste. Obsztorcowali nas że powinniśmy
zameldować się w kapitanacie portu, co ogólnie spłynęło po nas
jak woda po kaczce. Ale mieliśmy też gorszą przygodę bo płetwa
sterowa przy dużej fali oparła się o dno i urwała jarzmo sterowe.
Zmuszeni byliśmy załatwić holowanie do Elbląga barką. Tuptuś
był na holu i stale podskakiwał na falach, bałem się o
zatopienie, my płynęliśmy na barce. Przy fali około 5-6º
w skali Beauforta barka brała wodę na pokład dziobu, wniosek że
mały Tuptuś był bardziej przystosowany do fali na Zalewie niż
duża barka. Na kanale płynęliśmy na pagajach celem wyciągnięcia
łodzi na ląd w porcie PTTK i naprawy jarzma. Po remoncie wypłynąłem
sam o godz 6:00 na Drużno i do Ostródy, na miejsce dotarłem po
północy gdzie umówiłem się z kolegami. Na trasie wykonałem
samoster przy pomocy linki zamontowanej do rumpla i przewleczonej
przez kipę foka i knagę na skrzyni mieczowej. Zimowanie ostatnie w
przystani w Elblągu.
|
łódki typu punt |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz